top of page
Szukaj
  • Paweł Kobylewski

Lesława Nowary „Ość wieloryba” i inne ości...

Zaktualizowano: 29 gru 2021


Muszę wyznać szczerze, iż moje pierwsze zetknięcie z tomikiem wierszy pt. „Ość wieloryba” pana Lesława Nowary skończyło się lekkim zakrztuszeniem, najwidoczniej ość stanęła mi w gardle. Odłożyłem więc lekturę tych wierszy na później. Podczas drugiego podejścia było już odrobinę lepiej, chociaż przyznam, że czytanie zacząłem tym razem nie od tytułowego wiersza, ale od końca, czyli wiersza „Prawda po polsku”. Takie odczytanie tego tomu wydało mi się, i wydaje nadal bardziej interesujące i porywające. Zanim odpowiem na pytanie, dlaczego tak właśnie mi się zdaje, napiszę naprzód o moich problemach z tytułową ością. Na jednym ze skrzydełek okładki, omawianego tomiku, możemy przeczytać krótką notkę pani Anny Nasiłowskiej, która zaczyna się tak oto: „Czy można sobie wyobrazić ambitniejszy zamiar poetycki niż napisanie nowej wersji Genesis? Jak powstał świat? kim jest człowiek? Jakie żywioły nas budują? Czym jest czas? – to prawdziwe problemy metafizyczne”. Dalej recenzentka pisze, iż pan Nowara jest obdarzony zmysłem ironii, myśli konkretnie i nie ma gotowych recept. No i tu, zaczyna się prawdziwy problem poetycki. Otóż, czy autorowi rzeczywiście udało się napisać nową wersję Genesis? Czy taki był w ogóle zamiar autora? Nie wiem. Nie ulega jednak wątpliwości, że rzeczywiście pierwsze wiersze z tego tomu ocierają się o tematy biblijne, metafizyczne, kosmologiczne itp. (np. Ość wieloryba, Mrok, Wodny Młot i inne).

A zatem, pan Nowara zaczął od wysokiego C – czy ten śpiew jest jednak płynny i równy? Zatrzymajmy się na chwilę nad wierszem „Ość wieloryba”, który może stanowić podsumowanie całego tomu wierszy. Otóż, mamy tutaj zarówno wielkie pytania metafizyczne, mamy ironię i autoironię, znikomość świata i człowieka, mamy żywioły i mrok oraz na koniec małą apokalipsę. Dosyć sporo, jak na jeden niezbyt obszerny wiersz. To, co na pewno przekonuje mnie w tym wierszu, to obraz człowieka, przedstawionego jako „rysa zrobiona paznokciem” i jak „przecinek”. Intrygująca jest także „czarna źrenica”, która już niedługo zacznie „zasysać wszystko co tylko wpadnie jej w oko”. Jeśli chodzi o ironię, to widzę pewną niekonsekwencję (czy poeta musi być konsekwentny?). Po krótkim wprowadzeniu do swojego Genesis, autor ni z tego ni z owego, stwierdza „to dobry moment żeby w tym miejscu zakończyć opowiadanie tych bzdur” – po czym zaczyna opowiadać dalej, i dochodzi, aż do samego końca, czyli do „białej ciemności”, po której nic już nie będzie. Pan Nowara piszę zatem nie tylko swoją wersję Genesis, ale także swoją wersję Apokalipsy. Czyżby zatem znał początek i koniec, sam będąc alfą i omegą? Nie mi to roztrząsać.

No dobrze, wspomniałem nieco o wyższych rejestrach, o tematach wielkich i poważnych (z odrobiną ironii) w „Ości wieloryba”, co jednak z niższymi dźwiękami, ze sprawami bardziej przyziemnymi? Otóż, znajdują się również i takie w książce pana Lesława. Tutaj chciałbym powrócić do, przywołanego przeze mnie na wstępie, innego sposobu czytania tej książki, czyli czytania jej od końca. Ostatni wiersz tomiku „Prawda po polsku”, umiejętnie podejmuje temat trudny i poważny, jakim jest rozważanie o prawdzie. Zaletą tego wiersza jest być może fakt, iż nie próbuje on nam powiedzieć całej prawdy i tylko prawdy, gdyż podmiot wiersza doskonale wie, że „całej prawdy o prawdzie po polsku nie da się po polsku powiedzieć”. I w tym miejscu zakończył bym ten interesujący wiersz, chociaż Pan Nowara kontynuuje go dalej i zastawia prawdę po polsku, z prawdą po angielsku. Trudno mi także zgodzić się z tym, że prawda po angielsku jest nijaka, ale mniejsza o Anglię. Czytając wiersz „Prawda po polsku” nasuwa mi się na język wiersz Ryszarda Krynickiego „Język, to dzikie mięso” („które rośnie w ranie, w otwartej ranie ust, ust żywiących się kłamliwą prawdą(…)”. Pan Nowara zaczyna swój wiersz, tak: „Prawda po polsku/jest ciałem obcym/ jak biała afta na krwistoczerwonym języku(…)”. A skoro o języku już mowa, to warto wspomnieć również inny wiersz z tego tomu pt. „Znaki przystankowe”, który wykorzystując metafory językowe, stanowi krótką medytację nad starością i przemijaniem: „Starość nie zaczyna się od siwych włosów i zmarszczek/ starość zaczyna się od języka./Od znaków przystankowych, które są pierwszą oznaką starości”. Co ciekawe, wiersz ten kończy się zgarbionym znakiem zapytania, który wcześniej był wykrzyknikiem.

A zatem, pytania i jeszcze raz pytania, oraz niedopowiedzenia, tam gdzie się pojawiają, tam wiersze Pana Nowary zaczynają brzmieć naprawdę dobrze. Wspomnieć trzeba również o ciszy, który kończy genialny wiersz pt. „Kotwica”. W wierszu tym, niezwykle plastycznym, podmiot odbywa tajemniczą podróż od drzewa bukowego stojącego przed domem, aż do plaży, przy której rosną bananowce i palmy, a dzieci kąpią się przy brzegu. Podmiot w tym wierszu przyjmuje zdecydowanie postawę poszukiwacza, próbuję zagłębiać się pod powierzchnię, chcąc odkrywać nowe, za przewodnika mając korzeń drzewa, który wkrótce okazuje się okrętową liną, następnie „trójkącik światła” na okienku statku. Poszukujący podmiot, ostatecznie zostaje pochwycony przez coś, co go przerasta. I chociaż zaczyna wołać w obcym języku, oraz słyszy tajemnicze litery i zdania, to jedyne, co potrafi zrozumieć, to „cisza/ściskana i miażdżona pomiędzy słowami”.

32 wyświetlenia0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page